Kwasowa Grota Heroes VIIMight & Magic XHeroes III - Board GameHorn of the AbyssHistoria Światów MMSkarbiecCzat
Cmentarz jest opustoszały
Witaj nieznajomy.
rejestracjalogowanieFB

Kradzież Berła

Rozdział I

Krypta poniżej zrujnowanej twierdzy była wilgotna i zatęchła. Wilgoć osiadała na ścianach i ściekała powoli na podłogę, by tam uformować małe kałuże. Duet umorusanych hien cmentarnych spenetrował kryptę i szykował się do przeszukiwania grobowców.

Caneghor zwany Mistykiem, zgięty przez ciężar przeżytych lat, przemykał obok prastarych artefaktów pogrzebanych z równymi im wiekiem mumiami. Jego młody i nieco lekkoduszny towarzysz, Hack, zwany Łotrem, przetrząsał skarb w grobowcu starożytnej wojowniczej królowej. Caneghor uśmiechnął się po przewróceniu paru stron w księdze i po cichu życzył szczęścia Hackowi; wojownicze królowe nie były znane ze swych skarbów.
- Ha! Hack, chodź tu i spójrz! - rechotał Caneghor. Jego oczy rozjarzyły się niczym u bibliotekarza, który odnalazł istnego białego kruka. Takiż też biały kruk lewitował w powietrzu przez Caneghorem. Zgłębiał go z zaangażowaniem, przewracając strony ze żwawością zaskakującą jak na kogoś tak posuniętego w latach.
Hack ukazał się w swej nowej, połyskającej biżuterii, którą skradł od wojowniczej królowej. Jego oczy wyrażały strach, gdy ujrzał unoszącą się książkę.
- Nie chcę, byś robił to obok mnie, nie znoszę tego! - Hack przerwał i zaczął szacować. - Księga wygląda na dość cenną... skóra oprawiona w złoto... pokaż mi to!
Gdy Hack dosięgnął unoszącej się księgi, Caneghar zawołał ostro:
- Nie! - Jego oczy zalśniły mistyczną mocą - To jest dla Mistrza.

Grota była niewyobrażalnie wielka, podobnie jak jej władczy mieszkaniec - Arech Dragonbreath. Arech zastanawiał się, czego jego pachołkowie od niego chcą. Hack zwany Łotrem był niemalże nie do zniesienia, drobny złodziejaszek udający perfekcyjnego mistrza zbrodni.
Arech zaśmiał się, gorące wyziewy wypłynęły z jego łuskowatych nozdrzy, gdy wymyślał szereg okrutnych śmierci dla Hacka. Hack, zbladły po skąpaniu w nieprzyjemnym ciepłym dymie, obrócił się od ogromnego smoka, próbując rozpłynąć się pośród naturalnych szczelin grotowej ściany.
Caneghor uznał, że pora przemówić:
- O, Arechu, najpotężniejszy ze smoków, najchytrzejszy ze wszystkiego, co żyje, dostarczam ci wiedzę nieokiełznanej potęgi.
Arech uśmiechnął się, rzędy zębów o ostrości sztyletów zalśniły śliną. Canegor zawsze wiedział jak go zadowolić. Bardzo przydatny człowiek, nawet jeśli zupełnie bez ambicji.
- Co mi przynosisz, mędrcze? - zagadnął Arech.
- Księgę, panie. Księgę z proroctwem. - zaintonował Caneghar. Wyjaśnił: - Proroctwo wyjawia, że dobry Król Maximus może być obalony i zostać wygnany.
- Jak to, Caneghorze? - Żądza władzy Arecha została pobudzona. - Jak mogę zdetronizować Maximusa?
- Ukraść Berło Ładu. - wypalił nagle odważny Hack.

Arech wydał z siebie niski i odległy grzmot. Rozwinął swe skrzydła, okrywając dwóch mężczyzn płaszczem ciemności. Arech powoli obniżył swój potężny łeb, szyję wysuwał faliście, aż zrównał się z ludźmi.
- Dlaczego Berło? - tchnął.
Caneghor i Hack zostali otoczeni przez chłodny obłok siarkowego powietrza. Hack zatrząsnął się, lecz Caneghor przemówił pewnie:
- Ponieważ to wiąże go z ziemią, Arechu. Traci Berło i Cztery Kontynenty tracą Porządek. A bez Porządku Chaos zapanuje.
Arech zionął strugą ognia poprzez grotę osmalając najdalsze ściany.
- Doskonale. - zaryczał - Doskonale. Obaj zasłużyliście na nagrodę!
Oczy Hacka zalśniły na wspomnienie nagrody. Caneghor jedynie wygiął usta w uśmiechu. Arech nie zwrócił jednak na to uwagi, on już knuł wielki plan.


Rozdział II

Baron Johnno Makahl wyciągnął swe wielkie cielsko na poduszkach leżących na podłodze namiotu. Niewolnica mruczała sennie obok niego, a on wpatrywał się w jej gładkie plecy podczas wschodu słońca.
Baron był dumnym członkiem potężnego ongiś królestwa, które zostało roztrzaskane i zapadło się samo w siebie, stając się jedynie nędznym wysepkowym narodem, jakże odległym od czasów podboju i chwały.
Spojrzał zaskoczony na wielkiego cyklopa wyłaniającego się spomiędzy klap namiotu. Baron, wyraźnie urażony przez brak manier cyklopa, stanął z furią w oczach.
- Jak śmiesz! - zawył. - Czego chcesz?
- My walczyć! - odryknął tłukowaty Bargash Eyesore. - Arech rzekł atakować zamek teraz. - skupił się na dziewczynie swym pojedynczym, groźnym okiem. - Mordować! - Bargash uśmiechnął się szeroko na skulenie niewolnicy ze strachu.
Baron uśmiechnął się, starając nie ujrzeć przemiany. Jakże osobliwie, jednooki stwór chciał zabawić się z żołnierzami.
- Przygotować wojsko. Poprowadzę ich na bój osobiście. Teraz mnie zostaw.

Baron siedział na oślepiająco białym rumaku. Bargash stał obok niego, górując nad jeźdźcem. Tysiące wojaków stało rozciągniętych za nimi, pstrokata zbieranina ludzi i potworów.
Baron uniósł dłoń w pancernej rękawicy, zasygnalizował trębaczowi wydanie sygnału do ataku. Poprowadził szarżę galopując do Zamku Króla, siedziby Króla Maximusa.
Początkowo bitwa szła pomyślnie. Baron wycofał się na wzgórze w otoczeniu swych przybocznych, by obejrzeć pole bitwy. Jego oddziały zarżnęły zaskoczony garnizon podczas spotkania na polu. Bargash Paskuda był szczególnie imponujący, masakrując wszystko wokół niego. Jednakowo rozcierał sojuszników i wrogów swą śmiercionośną nabijaną pałką.
Potem Maximus pojawił się na blankach zamku. Był odziany w lustrzaną zbroję, latarnię oślepiającego, odbijającego się światła porannego słońca. Uniósł Berło Ładu wysoko, by wszyscy mogli je ujrzeć. Nagle pikinier ruszył z pośpiesznie otwartej bramy oczyszczając ścieżkę dla nacierającej kawalerii i rycerstwa.
Siły Barona zawahały się, zaskoczone zaciekłością odwetu. Prędko wyszło na jaw, że to Maximus zwyciężył tego dnia. Ze swego wzgórza Baron obserwował ze smutkiem pojmanie Bargasha. Nadeszła pora ucieczki.

Zabłocony jeździec klęknął przed Królem Maximusem.
- Suzerenie, Baron Makahl został złapany. Wrzuciliśmy go do lochu obok jego jednookiego towarzysza.
Król uśmiechnął się:
- Dobra robota. Cztery Kontynenty są bezpieczniejsze, gdy oni są w niewoli.

Baron krzywił się leżąc i patrząc w kamienny sufit. Bargash chrapał donośniej od całej armii. Ale on wciąż rozważał, Arech będzie zadowolony, pierwszy etap jego planu był owocny. Zamknął oczy i oddał się marzeniom o bogactwach, które będą jego.

Rozdział III

Brodaty czarodziej, cały odziany w czerwień, zgiął się nad Księgą Proroctwa mrucząc do siebie. Magus Deathspell nie mógł w to uwierzyć. On, najpotężniejszy czarodziej na Czterech Kontynentach, został poniżony przez nikogo, starca i jego nieudolnego, lichego złodziejskiego towarzysza. Teraz prowadził jedynie badania z aroganckim naciągaczem, Księciem Barrowpine, Lordem Elfów.
Mag rozważał, czemu on w ogóle postępuje według rozkazów Arecha. Może on powinien odkryć metodę zabicia potężnego smoka? Powolna trucizna albo zaklęcie butwienia powinno zadziałać dobrze. Palec wskazujący maga zajaśniał upiornie z mocą, gdy przewidział upadek swego władcy.
Książę Barrowpine wkroczył dostojnie do pomieszczenia. Dwójka jego strażników pozostała w wejściu, czekając w ciszy. Książę rzekł:
- Powinieneś studiować, nie śnić na jawie, potężny czarodzieju.
Magus spojrzał na Księcia pozwalając mu kontynuować.
- Arech będzie rozczarowany tobą, najzmyślniejszy z czarodziei, jeśli nie skończymy tłumaczenia drugiej części Proroctwa. - zarzucił elf.
Palec Magusa zajaśniał światłem słońca i oślepiające światło trysnęło w bliźniaczych promieniach zniszczenia. Tam, gdzie stała straż, nie pozostało nic, poza wstęgami dymu, ale nawet one się rozmyły w nicość. Uśmiech satysfakcji przeciął twarz Magusa.
Książe wybuchnął śmiechem:
- Naprawdę, Magusie? Nie powinieneś niszczyć moich iluzji w ten sposób, będę jedynie zmuszony otoczyć się nowymi.
Książę Barrowpine sięgnął do kieszonki i wysunął swą osławioną zaczarowaną monetę. Uniósł ją wysoko, ona błysnęła jasno niczym ogień z latarni morskiej. Strażnicy pojawili się ponownie, cisi jak zawsze, czekając raz znów.
- Wystarczy gier, Deathspell. Powiedz mi więcej o ustępie w księdze wspominającym o demonach - Książę zrobił przerwę. - Naprawdę dążymy do sojuszu z demonem? Demony przejmują mnie strachem bardziej od Arecha, a Arech przeraża mnie do śmierci.
Mag zagroził:
- Mi również się to nie podoba, ale przekaz jest jednoznaczny "Dobry Król i jego symbol Ładu zostanie zastąpiony przez Złego Króla i symbol Chaosu". - Mag kontynuował. - Jedyni królowie żyjący w naszych czasach to Maximus i Uthrax Killspite, Król Demonów.
- Bardzo dobrze - westchnął Książę - Oczekuję, że poinformujesz o tym Arecha.

Rozdział IV

To się działo po północy. Drobne chmurki przekradały się szybko przez oblicze księżyca, jakby bały się pozostać w jednym miejscu zbyt długo.
Zrujnowany zamek wieńczył opuszczone wzgórze. Długie cienie księżyca grały złowrogo ponad pustymi dziedzińcami, podkreślając ponurość ruin. Cały dziedziniec był martwy, jak mieszkańcy zamku.
We wciąż funkcjonalnym północnym skrzydle zamku trzy postacie siedziały u stołu w słabo oświetlonym pokoju. Dwie były Nieumarłymi, a trzecia gestykulowała zaciekle nad mapą leżącą na stole.
- To nie może być zrobione w nocy. Nieodpowiednie jest prowadzenie bitwy po zmierzchu. Mamy dość sił, pozwól nam zaatakować w świetle słonecznym - marszczył się jedyny człowiek w pomieszczeniu, Auric Whiteskin.
Auric był człowiekiem postury niedźwiedziej, wysoki, mocno umięśniony i pełny życia. Nosił swą zwyczajną skórę, zszyte ze sobą ciała jagnięć, które, jak wierzył, chroniły go od katastrof, chorób i innych złośliwych zdarzeń. Był zmartwiony tym, że nieumarły nie rozumiał słabości żywych
Odziany w butwiejące zielone pasy ubrań i otoczony odorem śmierci Ragface, najpotężniejszy z Nieumarłych, rzekł:
- W nocy mamy inną przewagę. Nasze oddziały walczą lepiej i ludzie będą przestraszeni. Poza tym mamy Tydzień Demonów i nie chcielibyśmy rozczarować ich przesądów.
Rinaldus Drybone, Lord Liszów, założył ramiona. Kość, pożółkła z wiekiem, wyjrzała spod jego szaty. Jego głowa, ludzka czaszka, spoglądała bez wyrazu na zewnątrz. Płonące czerwone odłamki, które były jego oczyma, lewitowały w jego pustych oczodołach uważnie obserwując powoli najpierw Aurica, a potem Ragface´a. Powiedział pustym głosem:
- Będzie więcej śmierci w świetle niż w ciemności. Ludzie zabiją więcej siebie nawzajem, jeśli będą mogli się ujrzeć. Będziemy walczyć podczas dnia.
Auric przeląkł się lekko, gdy Ragface zgodził się na rozkaz Rinaldusa. Nie mógł uwierzyć, że właśnie wysłał swych lojalnych żołnierzy na rzeź tylko w celu dania rozrywki dwóm nieumarłym lordom. Misja Arecha mogła zostać zrealizowana tak łatwo jedynie podczas zmroku. Szkoda, zaszczyty nie były przeznaczone jemu.
Spoglądając ponownie na mapę, Auric przedstawił swój plan na bitwę dla dwóch Nieumarłych. Kontynent Saharii powinien zostać wyzwolony spod władzy Króla Maximusa szybko. Następnie Auric, Ragface i Rinaldus rządziliby wspólnie pozostałościami.

Rozdział V

Zamek Króla wrzał. Buntownicy skutecznie przejęli władzę nad całym kontynentem Saharii spod Króla Maximusa na dniach. Niemożliwy do ogarnięcia wzrokiem pochód uchodźców napływał do zamku każdego dnia w poszukiwaniu bezpieczeństwa i schronienia.
Dla pogorszenia sytuacji trójka zhańbionych szlachciców z odległej krainy przebywała w zamku w sprawach najwyższej wagi. Byli wszędzie, rozglądając się na boki, myszkowali po zabronionych terenach z niewinnymi minami i bezlitośnie poganiali obdarte sługi. Wydawało się, że szlachcice uznali, że wzięli słowa króla dosłownie, kiedy ten powiedział im, że prędzej będą musieli opuścić zamek, niż on znajdzie czas, by udzielić im audiencji.
Nagle trójca szlachciców pojawiła się, by pozwolić królewskim sługom na przerwę, by przygotowali się na wieczorną ucztę.

Car Nickolai, dziwny i dziko wyglądający mężczyzna, miotał się wściekły po swej wieży. Jego zaniedbany wygląd sprawiał, że wyglądał jak szalony przywoływacz lub jak opętany, nie przypominał króla z odległej krainy.
Jego oczy, według niektórych szalone, biegały tam i nazad po pokoju, patrząc na wszystko i nie rozpoznając niczego. Pięści Nickolaia zaciskały się i rozluźniały uporczywie, zgrywając się w dziwnym rytmie z mruczeniem jego oddechu. Brzmiało to, jakby kłócił się sam ze sobą.
- Gdyby to byłoby cokolwiek prócz demona, nie miałbym problemu. Lecz oni mają tak wiele mocy do zaoferowania. Demony przerażają mnie, nic innego tego nie robi. Nie pozwolę im tego robić. Demony nie dbają o to, co im pozwalam lub nie pozwalam, one robią co chcą. Cóż uczynisz?
Sir Moradon Okrutny, rycerz z raczej złowrogą historią, uznał pytanie Cara za wskazówkę:
- Myślę, że powinniśmy się sprzymierzyć z Arechem Dragonbreathem. Wywarł na mnie wrażenie lepszego od tej kanalii Maximusa. Arech powiedział, że wyzwoli Saharię i to też uczynił. Maximus miał udzielić nam audiencji ponad tydzień temu na temat ustanowienia szlaków handlowych między naszymi dwoma państwami. Bierny i niezdecydowany władca nie imponuje mi tak jak ten, kto jest skłonny podjąć ryzyko, zapewniające decydujące działania, nawet jeśli te się nie powiodą. Twierdzę, że Arech jest właściwym wyborem, on powinien władać Czterema Kontynentami zamiast Maximusa.
Moradon pominął to, że dostał sekretną obietnicę na monopol handlowy za współpracę z Arechem. Wahał się, gdy Arech powiedział mu, że to demon ma władać jako marionetka, ale jego wątpliwości zostały wyjaśnione, gdy rozległe połacie ziemi zostały pokazane jego chciwym oczom.
Księżniczka Aimola, raczej nieotyła kobieta znana bardziej z powodu jej fałszu niż ze względu na jej piękność, siedziała na wielkim, puszystym fotelu. Bezmyślnie kręcąc kosmyk swych długich, ciemnych włosów, rozważała słowa Sir Moradona Okrutnego. Rozmyślała nadto o skarbie, który Arech jej pokazał. To byłoby jej, jeśli wsparłaby go w jednej, małej sprawie.
- Ale, Moradonie, zapomniałeś. Demon będzie władał Czterema Kontynentami. Nie ma znaczenia, jak potężny jest ten smok Arech, czy on będzie zdolny do pełnej kontroli demona jako swej marionetki? Nie sądzę. Dodatkowo nie mogę się zgodzić, że nasze życie nie byłoby znacznie łatwiejsze, jeżeli Arech panowałby u władzy. Uważam jego argumenty za bardzo przekonujące. Zresztą, uważam, że to byłoby bardzo ekscytujące, gdyby otruć naszego niespodziewającego się niczego Maximusa na publicznej uczcie.
Nickolai zatrzymał się i zapadła cisza niczym ciężka zasłona. Jego oczy zapłonęły, rzekł:
- Sprzymierzymy się z Arechem. Król demonów bardzo nam pomoże, Arech również. Musimy działać szybko.
Aimola i Moradon obrócili się i popatrzyli po sobie. Może plotki były prawdziwe, ich czarodziej Lord Nickolai rzucił o jedno zaklęcie za dużo w swym głodzie władzy.
Nickolai ruszył do drzwi i otworzył je na oścież. Kuchcik, bez wątpienia przysłany w celu poinformowania trójki o tym, kiedy są oczekiwani na uczcie, zbladł ze strachu będąc przyłapanym na podsłuchiwaniu. Car uniósł dziecko brutalnie i zamknął drzwi. Uśmiechając się dziko, wyciągnął długi, ostry sztylet z ukrytej pochwy.
Chłopak zaszamotał się gwałtownie próbując podnieść raban, próbując ogryźć dłoń zatkającą jego usta, próbując żyć. To było bezskuteczne. Nickolai przekręcił głowę chłopca w bok i przejechał swym ostrym jak brzytwa sztyletem po odsłoniętym gardle. Fontanna skrzącej krwi wytrysnęła z rozerżniętej arterii, pokrywając ściany mnogością drobnych karmazynowych kropli.
Moradon uśmiechnął się jedynie prostym grymasem przyjemności, patrząc na Nickolaia z ogromną fascynacją. Aimola zakryła swą twarz chusteczką, którą stale nosiła w gotowości, po odwróceniu wzroku. Nickolai roześmiał się z wesołością po wyczyszczeniu swego noża o plecy tuniki chłopca. Nawet kropla krwi nie skalała jego ubrań.
- Przygotujmy się na ucztę. - rozkazał Car. - Idźcie do swoich pokoi i spotkajcie się ze mną, kiedy tylko będziecie mogli. Zajmę się moim drobnym zabrudzeniem.
Gdy Aimola i Moradon wyszli, Nickolai poczuł trzęsienie podłogi.
- Nie, nie, nie znów! Muszę się kontrolować. - Ale to się nie stało. Płomienie wytrysnęły znikąd i zatańczyły dookoła niego. Zamknął swe ciemne oczy i zadrżał.
Ciało Nickolaia przeszła zmiana. Wstał i zbadał zupełnie czysty pokój swymi ognistymi oczyma. Zniknęło ciało i krew, pozostał jedynie lekki swąd siarki.

Rozdział VI

Mag Deathspell umieścił ostatnie poprawki na swoim pentagramie. Pięcioramienna gwiazda została wysypana wysuszoną krwią, a ochronny krąg i runy ochrony były wysypane zaczarowanym pyłem zrobionym ze startych kości. Cofnął się i podziwiał swe dzieło. Wystarczające do uwięzienia Demonicznego Króla, pomyślał. Nagle wyrwał się z zamyślenia.
- Gotowe, czarodzieju? - To był Arech, niecierpliwy i narzucający się. - Pozwól nam dokończyć naszą pracę.
- Gotowe, Arechu. - Mag spojrzał na smoka i zaczerpnął głęboki oddech. - Powinienem odpocząć, nim przyzwę Urthraksa Killspite´a, on jest silny, a ja jestem zbyt zmęczony teraz, by zaintonować zaklęcie poprawnie. W dodatku, usłyszałem, że odszyfrowano kolejny fragment ostatniej części Przepowiedni. Jestem ciekaw.
- Niech będzie, Magu. Nie lubię czekać, ale nie podoba mi się możliwość przebywania niekontrolowanego demona w mojej jaskini. Masz trzy godziny. - zarządził Arech.
Czarodziej wyszedł, a Arech wyleciał przez wejście jaskini, by sprawdzić kilka rzeczy samemu.

Mag przewędrował przez system tuneli do biblioteki. Sieć splatająca wszystkie jaskinie była dość zawiła. Pewnego dnia zapyta Arecha, jak to wszystko zostało stworzone i czemu smok potrzebuje takiego kompleksu.
Wszedł do biblioteki i ujrzał Caneghora Mistyka przepisującego informacje, które Książe Barrowpine wyliczył.
- Co znalazła wasze dwójka? - zaatakował Mag.
- Uzupełnienie do przepowiedni. - rzekł Canghor. - Wygląda na to, że pewne warunki muszą być spełnione, by możliwa była kradzież Berła.
Barrowpine kontynuował:
- W zamku nie może być zła prócz tego kradnącego Berło. Po tym, jak Berło zostanie ukradzione, musimy czekać. Król Maximus zachoruje i umrze wkrótce po kradzieży. Wraz z nim chorowało będzie również królestwo. Chaos będzie powoli zastępował Ład. Gdy król ostatecznie umrze, demon zasiądzie na tronie.
Magus podsumował:
- A demon na tronie zwieńczy nasze starania.
- Mam nadzieję, że Arech może kontrolować demona. - rzekł Caneghor nerwowo. - Nie posmakowałoby mi życie pod władzą wyzwolonego demona.
- Nie ma powodu, by się tego bać, moje inkantacje spętają demona mocno - zapewnił Mag.
Mag wyszedł i udał się do swego pokoju, by odpocząć i przygotować się do wieczornego zabiegu.

Arech wrócił do swych sal. Wieści, jakie uzyskał, były przygnębiające. Będzie musiał przygotować ratunek dla swych sług z Zamku Króla. Baron Makahl i Bargash Paskuda byli wiernymi sługami i Arech znał ich talenty dokładnie. Ale trzej nowi sojusznicy byli nową zagadką, swoją drogą.
Car Nickolai, Sir Moradon i Księżniczka Aimola znajdowali się w niewoli za próbę zamordowania Maximusa. Rozzuchwaleni, popełnili błędy. Zanim uczta się zaczęła, podniósł się wrzask, brakowało kuchcika. Maximus i biesiadnicy zostawili stoły, by poszukać chłopaka. Trójka spanikowała i zaczęła się szykować do ucieczki.
Kiedy młodzian nie wrócił po wielu godzinach, poszukiwania zostały zawieszone do ranka. Jedzenie na ucztę pozostało nietknięte i Maximus dał je swym sługom. Jeden z nich, który zjadł porcję Maximusa, umarł od zatrucia.
Wydana poprzez swą nieobecność trójka została przywiedziona przed Maximusa. Trucizna została odnaleziona wśród własności Aimoli, które były spakowane do ucieczki o północy. Rozsierdzony król uwięził trójkę i wyznaczył ich egzekucję na pierwszy dzień Tygodnia Chłopa.
Arech zastanawiał się, czy może wierzyć ich zapewnieniom, że będą mu służyć. Ale to nie miało znaczenia. Powinni być uwolnieni z zamku wraz z pozostałymi. Arech zagrzmiał i wytchnął dym, śmiejąc się po smoczemu. Wiedział jak uwolnić ich wszystkich spod władzy Maximusa. Ale teraz pora na przywołanie.

Rozdział VII

Dwa pirackie statki płynęły cicho po wodach oceanu. Żeglowały na oślep w nocy, skradając się do Zamku Króla za jedyny przewodnik mając światło księżyca w kwadrze.
Dread Pirate Rob stał samotnie na dziobie statku flagowego, oddychając głęboko morskim powietrzem. Nic nie poruszało go bardziej od morza i żeglowania. I walki.
Rob był niewielkim człowiekiem, ale smukłym i chyżym. Walczył rapierem, by wykorzystać jak najwięcej małych przewag, które miał. To wystarczyło, by uczynić go postrachem mórz. To wystarczyło, by zmusić Arecha Dragonbreatha do zapłacenia mu horrendalnej sumy za wydostanie jego pięciu sług.

Na drugim okręcie niezdecydowane pukanie obudziło Mahka Bellowspeaka z jego zasłużonego odpoczynku. Mahk zasłużył na swój przydomek i zaryczał:
- Lepiej dla ciebie, by budzenie mnie było dobre dla ciebie! Wiesz, robię się nieznośny, gdy nie zaznam dość snu!
Drżący ze strachu głos odpowiedział:
- Dread Pirate Rob dał nam znak, sir. Przybyliśmy.
Powolny grymas uśmiechu przeszedł poprzez zieloną twarz Mahka. Kabinowy będzie żył, nadeszła pora walki! Mahk ubrał się szybko, zbierając przypadkowy elementy ubioru z podłogi swej kabiny. Z namaszczeniem wyjął swój potężny dwuręczny miecz z jego ochronnego okrycia. Świecił jasno w stłumionym świetle lamp.
Mahk opuścił kajutę i czekał.

Murray, nazywany czasem Kutwą, udawał sen w zamkowych murach. "Spał" obok mechanizmu bramy wiodącej do Zamku Króla. W wyznaczonym czasie miał otworzyć bramę i pozwolić szajce piratów zalać zamek i uwolnić tych więźniów politycznych.
Murray wstał i przeciągnął się, nadchodziła pora działania. Jego stare kości trzasnęły i zabolały, gdy wstawał. Wyciągnął swą łysiejącą głowę i potarł swą brodatą szczękę. Coraz ciężej było mu wstać. Coś słyszał.

Dwie grupy piratów, jedna prowadzona przez Roba, a druga przez Mahka, czekały u zamkowych bram. Rob dawał sygnał oznaczający otwarcie bram. Czekał. Oddziały jeżyły się od adrenaliny przewidując nadchodzącą bitwę.
Powoli brama się uniosła. Nim była w połowie swej wysokości, obie grupy były już w zamku.

Maximusa obudziły odgłosy bitwy. Miał wrażenie, że śni o swych latach młodości, gdy on, wojowniczy król, jednoczył Cztery Kontynenty. Ale to nie był ten dzień.
Rzucił się do okna swej wieży. Grupa ludzi przekraczała dziedziniec ukradkiem. Mały, chudy mężczyzna zdawał się prowadzić pięć skutych osób z lochów.
Maximus krzyknął, ściągając uwagę na drugą grupę intruzów. Więcej strażników ruszyło naprzód, wsparcie, poinformowane przez alarm, było słyszalne.
Druga grupa walczyła głośnie na murach zamkowych. Jego straże trzymały się mocno, za wyjątkiem walki przeciwko jednemu bydlakowi spośród najeźdźców, który zamieniał ich w mielonkę swym ogromnym mieczem.
Dread Pirate Rob roześmiał się radośnie. To było niezwykle łatwe. Wejść, uwolnić więźniów i wyjść. Mahk wykonał swą robotę doskonale, ściągając całą uwagę z dala od Roba, zabijając straże, które mogłyby odciąć Robowi drogę ucieczki.
Jedyne, co pozostało do zrobienia, było zwrócenie pięciu więźniów Arechowi. Rob roześmiał się ponownie, tryumfując na morskiej bryzie uderzającej go po twarzy. Spali pod pokładem, a jego i Mahka statki odpływały szybko w dal bez widocznego pościgu. Arech go dobrze wynagrodzi.

Rozdział VIII

Mag stał pośrodku jaskini ze wzniesionymi ramionami odziany w swą najlepszą z szat. Jego czoło zmarszczone było od koncentracji, tak wielkiej, że aż do jego zroszonej potem klatki piersiowej spływała poprzez przedramię i biceps pojedyncza, wilgotna ścieżka ciepłych kropel potu.
Inkantacja była trudniejsza niż przypuszczał. Zdał sobie sprawę, że przywoływanie Uthraksa Killspite´a, Króla Demonów, było niemalże niemożliwym zadaniem. Ale walka z demonem trwała! On naprawdę nie chciał być wezwany albo też sprawdzał Maga, by zobaczyć, czy zasługuje on na coś prócz powolnej i przeciągającej się śmierci.
Pomniejsze demony latały dookoła zainteresowane potężną magią Maga i, bez wątpienia, były wysłane przez Uthraksa w celu rozproszenia czarodzieja. Mag uciszył je, one po prostu nie miały możliwości, by wkroczyć w jego ochronny krąg . Był bezpieczny, nic nie mogło mu się stać.
Drżące ciało Maga przeszyła nagle fala radości przemieszanej ze strachem. Uthrax przybył! Siarkowe opary zawirowały szaleńczo wewnątrz pentagramu. Pierścień wznoszących się płomieni zabłysnął wewnątrz ochronnego koła.
Na jaskinię opadła nieprzenikniona ciemność. Powoli spośród pentagramu ogniste światło zapłonęło. Uthrax Killspite przybył.
Był wieki i przerażający. Miał jasnozieloną skórę o łuskowatej strukturze. Ramiona były długie i mocno umięśnione z groźnymi, ostrymi pazurami wystającymi cale poza końce jego potężnych palców. Jego masywny tors był zwieńczony upiornym łbem. Grube, zielone rogi wystawały z boków jego głowy. Rysy twarzy były tępe i brzydkie. Jego zachowanie emanowało śmiercią, władzą i siłą.Gdy Uthrax mówił, jego głęboki głos zdawał się dudnić spośród ogromu jego klatki piersiowej:
- Jam jest tu. Znam twój plan. Będę twoim królem, ale najpierw należy wypełnić warunki. Gdzie jest twój pan, smok?
Arech wynurzył się do nich ze skraju jaskini, zapomniany w ferworze rytuału:
- Jestem Arech. Ustalmy więc te warunki, by móc jak najszybciej przystąpić do działania
Mag, niemalże całkowicie wyzuty z sił, westchnął. To będzie długa noc.

Rozdział IX

Król Maximus grzmotnął w stół Berłem Ładu, uciszając tłum awanturujących się doradców. Rzekł:
- Potrzebujemy pomocy. Buntownicy są zbyt dobrze zorganizowani. Jesteśmy zdani na ich łaskę. Ich poprzedni atak na nas nie powiódł się, bo taki mieli plan. Przeprowadzili udany przewrót w Saharii. Skorumpowali zagranicznych emisariuszy - tych samych, którzy teraz siedzą w moich lochach, czekając na egzekucję - by stanęli po ich stronie, przekonując ich, że mogą zwyciężyć w walce przeciwko mnie. Co jeszcze uczynią?
Jego doradcy debatowali godzinami, bez porozumienia. Sesja została odroczona do ranka, z fałszywym przekonaniem, że sen pozwoli spojrzeć im na wydarzenia z nowego punktu widzenia. Jednakże Maximus cały czas był ponury i zdeterminowany. Wiedział, że póki on, król, trzyma Berło Ładu, Chaos nie może nadejść do Czterech Kontynentów.

Targi Arecha i Urthraksa przeciągnęły się na następny dzień. Obaj upewnili się, że nic nie stanie im na drodze. Obaj czuli, że mają przewagę.
Później zakończyli planowanie kradzieży Berła. Urthrax miał poprowadzić Arecha do swego wymiaru. Ze swego domu Urthrax miał otworzyć wrota wymiarów, pozwalające Arechowi pojawić się obok Maximusa i Berła, lecz jedynie na chwilę. Arech miał z kolei chwycić Berło na tyle mocno, by mieć pewność, że, kiedy zostanie wessany do krainy Uthraksa, Berło zostanie przeniesione razem z nim. W przeciwnym razie magia wpłynęłaby negatywnie na obu.
Arech był zdenerowany. Praca jego i jego sług prowadziła do tej chwili. Teraz wszystko zależało od niego. Uthrax nie mógł zdradzić, zawarli ze sobą krwawe pakty. A co, jeśliby zawiódł?
Arech poszukał i znalazł Urthraksa, który zaangażował się w rozmowę z Rinaldusem Drybonem i Ragfacem.
- Nadeszła pora, Urthraksie.
- Zatem ruszajmy.

Maximus nie mógł uwierzyć jak bardzo bezradni byli jego doradcy. Spotkanie pogrążyło się w zupełnym chaosie, nie dokonano niczego produktywnego. Jego poddani musieli zostać uratowani, jego wrogowie musieli zostać pokonani.
Maximus powstał, ściskając stanowczo Berło Ładu w dłoni. Pomieszczenie zamilkło. Uwaga doradców skupiła się na Królu.
- Wiemy, że smok Arech Dragonbreath dowodzi naszymi wrogami. - Maximus perorował. - Wiemy, gdzie on jest. Oto pora na zakończenie narady. Oto pora na działanie.
Uniósł Berło nad głowę:
- Poprowadzimy armię lada moment. Zmiażdżymy go, raz na zawsze.
Nagle jego doradcy wstrzymali naraz oddech. Za Maximusem pojawiła się wielka, prostokątna przestrzeń. Łuskowaty łeb wynurzył się z pustki. Był to łeb smoka.
Maximus, czując, że stało się coś złego, odwrócił się. Odruchowo przyciągnął do siebie poruszające się berło, ale spóźnił się. Ogromny szpon wydarł mu Berło Ładu i wycofał się w przestrzeń.
Spoglądając wgłąb przestrzeni Maximus ujrzał smoka, który właśnie ukradł jego drogocenne Berło. Obok smoka stał przerażający demon, który zaśmiewał się szaleńczo. Języki ognia otaczały obie postaci, liżąc ich, lecz nie paląc. Przestrzeń się zamknęła.
Maximus zamarł. Jego doradcy wpatrywali się w niego ze złudną nadzieją, że to, co ujrzeli, nie było prawdą. Maximus upadł, a ich obawy stały się rzeczywistością.

Rozdział X

Minęły miesiące od czasu kradzieży Berła. Cztery Kontynenty zaczęły popadać w ruinę. Wszystkie z licznych zamków rozsianych po krainach zostały przejęte albo przez jednego z pomagierów Arecha, albo przez hordę potworów. Ostatnim bastionem Ładu był Zamek Królewski, gdzie skwapliwie poszukiwano jakiegokolwiek śladu Berła.

Maximus umierał. Jedyne, czego teraz jeszcze chciał Arech, to właśnie jego śmierć i wydawało się, że Maximus da mu nawet to. Arech cierpliwie czekał na dzień, w którym Urthrax Killspite miał zasiąść na tronie, a Chaos miał całkowicie zwyciężyć.

Maximus uśmiechnął się w ostatnim przebłysku nadziei. Miał niespodziankę dla Arecha i Urthraksa. Przy jego boku stał bohater. Niedawno wrócił on ze zwycięskiej wyprawy, w trakcie której podbił straszliwy, przepełniony złem loch. Bohater zgodził się pomóc, by wyszkolić armię i odzyskać Berło ze szponów Arecha. Maximus zaś miał walczyć o życie tak długo, jak tylko mógł. Bohater był jedyną szansą dla swego narodu i swej ojczyzny, by pozostała nieskalana. Musiał jednak zdążyć odzyskać Berło przed śmiercią Maximusa.

W umyśle Arecha wykiełkowało ziarno zwątpienia. Odpoczywawszy wygodnie wśród ścian nowo zdobytego zamku, Arech z niepokojem słuchał raportu Magusa. Wysyłali przeciw niemu potężnego bohatera, by odzyskać Berło. Przeklęci bohaterowie. Zawsze wydają się dokonywać niemożliwego. Lecz nie tym razem - pomyślał Arech - nie ze mną. Ja sprawię, że będzie to prawdziwie niemożliwe.

Arech wcielił swój plan w życie. Zakopał Berło w sekretnym miejscu, a następnie podarł mapę prowadzącą do niego na 25 kawałków. On oraz każdy z jego popleczników zatrzymali po jednym kawałku mapy, a pozostałe 8 kawałków umieścił przy potężnych artefaktach, których sam nie potrafił wykorzystać.
Niech tylko spróbują teraz znaleźć Berło. To ja będę rządził. Chaos zwycięży.



Z angielskiego przełożył:
Kammer
Gościnna korekta:
Ignis
© 2003-24 Kwasowa Grota. Wszelkie prawa zastrzeżone. Jakiekolwiek kopiowanie, publikowanie lub modyfikowanie tekstów grafiki i innych materiałów chronionych prawem autorskim znajdujących się na stronie bez wyraźnej zgody autorów jest zabronione.
Komnaty "King's Bounty". Redakcja, kontakt